sobota, 7 grudnia 2013 |

Rozdział 2

 O depresji Śmiertelnej i Strachu
straszonym przez wróble

Candelario przez chwilę stał w osłupieniu. Dopiero, gdy dotarło do niego, że niegrzecznym jest pozostawiać gościa (nawet takiego, przed którym większość ludzi o zdrowych zmysłach zatrzasnęłaby drzwi, po czym zabarykadowała się w piwnicy) na progu podczas szalejącej ulewy, usunął się nieco na bok, gestem ręki zapraszając postać w czerni do środka. Osobnik z kosą wskazał na stojący nieopodal wieszak, chcąc zapewne powiesić tam swój przemoczony płaszcz.
– A, tak. Proszę – wydukał wciąż niepewnym głosem Candelario, zamykając drzwi.
Gość zdjął okrycie oraz kapelusz, po czym zawiesił na jednym z haczyków. Mężczyzna szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Okazało się, że przybysz tak naprawdę ma twarz, i to na swoim miejscu. Zdawała się być nawet dość urodziwa, może tylko nieco martwawa. Nie była to jednak jedyna rzecz, która tak zdziwiła Candelaria. Otóż z pleców gościa wyrastała para nieco wyleniałych skrzydeł pokrytych białymi piórami, a nad jego głową unosiła się złota obręcz. Widząc malujące się na twarzy mężczyzny zmieszanie, gość odezwał się:
– Najmocniej przepraszam. Wystraszyłom pana, prawda? Tak się czasem zdarza. – Mówiąc to, przybysz dotknął swojego policzka. – Czy nie jest za późno na wizytę?
Candelario wciąż nie dowierzał swoim oczom. Choć miał okazję spotkać w swym niezbyt długim życiu najróżniejsze dziwy, poczynając od duchów, przez wampiry i wilkołaki, a na zombie kończąc, odwiedziny Śmierci we własnej osobie były dla niego czymś zdecydowanie niecodziennym. Miał nadzieję, iż nie umarło mu się przypadkiem w taki sposób, że uszło to jego uwadze, a gość przyszedł jedynie jako pacjent. Choć w takim przypadku należało się również martwić o to, czy aby zapłatą za nieudaną pomoc nie będzie strącenie duszy mężczyzny do otchłani piekielnych.
– Ależ skąd! Zapraszam do gabinetu.
W pomieszczeniu było dość ciemno. Oświetlenie zapewniało kilka świec porozstawianych w różnych miejscach pokoju oraz stojąca na biurku, niewielka lampa naftowa. W Blaszanym Zamku nie było prądu od zawsze. Poprzedni właściciel, wielki czarnoksiężnik, śmiał się nowoczesnym wymysłom w twarz. Za pomocą magii był w stanie zrobić w zasadzie wszystko, co umożliwiały ludzkie wynalazki i wcale nie musiał płacić za to fortuny. Niestety, Candelario jako czarnoksiężnik jedynie półkrwi nie odziedziczył zbyt wielkiej mocy magicznej, a jakby tego było mało, zaklęcia wciąż mu się plątały. Po wymówieniu formuły, która miała rozpalić wszystkie świece w zamku, nie mógł być pewien, czy aby przypadkiem nie podpalił też jednego z domowników bądź czegokolwiek innego, nieprzeznaczonego do zapalania. Przeważnie to Straszek dbał o oświetlenie. Mężczyzna wciąż zachodził w głowę, jak udaje mu się przed wieczorem pozapalać świeczki co do jednej i w dodatku wyrobić się ze wszystkimi pracami domowymi, których nigdy nie brakowało.
Niezbyt dobrze rozświetlony pokój sprawiał, że gość wyglądał naprawdę upiornie, choć zdecydowanie mniej przerażająco, niż chwilę temu, kiedy to Candelariowi zdawało się, że widzi nagą czaszkę. Miał zastraszająco bladą skórę w miejscach, gdzie takowa w ogóle się pojawiała, a spojrzenie jego jasnobłękitnych oczu zdawało się przeszywać na wylot, zaglądając przy tym we wszystkie zakamarki duszy. W dodatku prawa ręka, którą zaczesał kosmyk włosów za ucho, wyglądała na nienaturalnie kościstą.
– Więc co sprowadza panią... Pana...
– Anioła. Och! Gdzie moje maniery... Nie przedstawiłom się jeszcze. Jestem Necro, anioł śmierci. Proszę mi mówić po imieniu.
– Miło poznać – odparł mężczyzna, choć miał drobne wątpliwości co do prawdziwości swoich słów.
Candelario tak naprawdę nie miał pojęcia, w jaki sposób należy zwracać się do aniołów, które podobno płci nie posiadają, by ich nie urazić. Nigdy wcześniej żadnego nie spotkał, a jak już mu to przyszło, musiał mu się trafić akurat taki z kosą. Mówienie po imieniu do samej Śmierci wydawało mu się być nieco zuchwałe nawet, jeśli otrzymał na to pozwolenie.
– Więc... – zawahał się przez krótką chwilę. – Z jakim problemem przychodzisz? – dokończył pospiesznie.
Necro wbiło wzrok w podłogę i nerwowo zacisnęło ręce na drzewcu kosy. Przedmiot ten jedynie pogłębiał niepewność Candelaria, czy aby pacjent nie zechce skrócić go o głowę, o ile tylko powie coś niestosownego. W rzeczywistości aniołowi zupełnie nie w głowie było pastwienie się na czyimś ciałem lub duszą, a przynajmniej nie w tej konkretnej chwili.
– Mam problem... – Anioł wyraźnie zastanawiał się nad tym, jak powinien dokończyć odpowiedź. – Z moją pracą.
Mężczyzna nie mógłby zaprzeczyć, iż zaciekawiło go to, jaki problem może mieć ze swoją posadą Śmierć.
– Bo widzi doktor, zawsze chciałom pomagać ludziom, a najlepszym sposobem dla anioła, żeby z nimi pracować, jest zostanie aniołem śmierci. Tylko, że oni w ogóle mnie nie lubią. – Necro gwałtownie podniosło głowę i spojrzało na Candelaria wzrokiem tak smutnym, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widział. – Wszyscy się mnie boją i nie wiem dlaczego. – Nie tylko spojrzenie, ale i głos miało tak nieszczęśliwy, że aż krajało się serce. – Przecież zabieram ludzi do raju. Powinni być szczęśliwi, kiedy przychodzę, a zamiast tego traktują mnie jak mordercę, straszą mną dzieci i za wszelką cenę starają się mnie unikać. I... I ja nie wiem, co z tym zrobić. Zupełnie tracę chęć do pracy. Doktorze, chciałobym, żeby ludzie mnie polubili!
Zapłakana Śmierć – tego Candelario z pewnością nigdy nie spodziewałby się zobaczyć w swoim gabinecie, ani nigdzie indziej. Przez chwilę przetrawiał to, co usłyszał, po czym zaczął usilnie główkować nad radą, jakiej mógłby udzielić. Cóż właściwie mógł powiedzieć Necro? Dla niego aż nazbyt oczywistym było, że ludzie nie chcą umierać. Sam trochę bał się chwili, w której kostucha zechce się o niego upomnieć. Uznał jednak, że tłumaczenie tego mogłoby przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, a przecież Anioł wyglądał na dość nerwowego, po co niepotrzebnie go stresować?
Candelario zdawał się wnikliwie analizować przypadek pacjenta. W rzeczywistości jedynie robił zamyśloną minę i porządkował papierzyska rozrzucone na biurku, mając nadzieję, że wygląda wiarygodnie. Wciąż zastanawiał się, w jaki sposób mógłby pomóc Śmierci. Jak sprawić, by ludzie polubili coś (a raczej kogoś), przed czym strach był wręcz naturalny?
– Myślę, że problem tkwi w tym, że ludzka wiedza na temat aniołów śmierci jest bardzo znikoma – zaczął wreszcie, siląc się na profesjonalny ton. – My, ludzie, boimy się tego, czego nie znamy. Nie wszyscy wiedzą, że masz dobre intencje i chcesz jedynie zabrać ich dusze do raju. Być może uważają, że gdyby nie anioły śmierci, nie byłoby śmierci w ogóle, a to przecież niedorzeczność, prawda?
– Oczywiście, że niedorzeczność! Gdyby nie my, demony zaciągnęłyby wszystkie dusze do piekła – stwierdziło stanowczo Necro.
– Tylko jak pokazać ludziom, że Śmierć ma dobre zamiary... – Candelario znów się zamyślił. – Może... Może mogłobyś po godzinach zajmować się czymś innym? Pomagać ludziom, lepiej ich poznać, znaleźć wśród nich przyjaciół i pokazać, że anioł śmierci nie jest taki straszny, jak go malują?
Mężczyzna nie był do końca przekonany, czy jego pomysł wypali. Istota z kosą w ręku i w czarnym płaszczu, pod którym wyraźnie odznaczają się nieokryte skórą kości, wprost nie mogła nie wzbudzać podejrzeń.
– To...
Candelario wstrzymał oddech, czekając na reakcję Necro.
– To bardzo dobry pomysł! – dokończyło. – Od zawsze chciałom zaprzyjaźnić się z ludźmi. Choć nie wiem, w czym mogłobym pomagać. – Necro znów się zmartwiło.
– Jakie są twoje mocne strony?
– Myślę, że eksterminacja demonów. Masa tego tałatajstwa pałęta się zawsze w miejscu śmierci i tylko czeka, by porwać niewinną duszę do piekła. Dobrze radzę sobie także z kosą.
Kiedy Candelario już myślał, że udało mu się rozwiązać problem anioła, kolejna odpowiedź przekonała go, jak wielkim wyzwaniem będzie dla niego ten pacjent.
– Może... przy egzorcyzmach?
– Egzorcyzmy?! – Necro się zapowietrzyło. – Przecież to jak morderstwo, tyle, że na duchu!
– Tak, tak! Proszę mi wybaczyć tę potworną pomyłkę. – Candelario już czuł, że traci grunt pod nogami, kiedy przyszedł mu do głowy kolejny pomysł. – A może by tak... Pomoc u mnie, w klinice? Nierzadko mamy problemy z różnymi kłopotliwymi diabelstwami, a tutaj twoje umiejętności pozbywania się demonów byłyby wprost nieocenione. Nie wszyscy pacjenci chcą współpracować. – Mężczyzna wymownie wskazał bliznę na swojej twarzy.
– Naprawdę? – Był to pierwszy raz, gdy Candelario zobaczył na twarzy anioła coś na kształt uśmiechu. Inna sprawa, że w połączeniu z jego ogólną aparycją, wyglądało to nieco przerażająco. – Byłoby wspaniale! I mogłobym, tak jak doktor, pomagać ludziom znaleźć nić porozumienia z innymi istotami?
– Dokładnie tak.
– Kiedy mogę zacząć?
– Choćby od jutra.
Necro wyglądało na uradowane, choć włosy opadły mu na twarz w taki sposób, że Candelario nie był w stanie dojrzeć wyrazu twarzy. Poczuł wyraźną ulgę, że udało mu się zadowolić samą Śmierć i jako potencjalnemu prawie pracodawcy, nie powinno grozić mu nic złego z jej strony. Zdecydowanie wolał zadowolonego anioła śmierci w pobliżu, niż rozżalonego, czającego się nie wiadomo gdzie.
Mężczyzna odprowadził gościa do drzwi.
– A więc do zobaczenia – powiedział, wyciągając rękę w stronę anioła.
– Do widzenia. – Necro podało mu kościstą dłoń, która, ku przerażeniu Candelaria, z cichym chrupnięciem odczepiła się od reszty ciała i pozostała w jego uścisku.
Zamarł w oczekiwaniu na to, co nastąpi. Śmierć jedynie trochę się speszyła i odebrała swoją kończynę.
– Chyba po drodze odwiedzę jeszcze innego lekarza... – wymamrotała pod nosem i zniknęła.
A może to Candelario nie zauważył, kiedy Necro poszło w swoją stronę, bo był zbyt wstrząśnięty całokształtem wizyty.

Straszek z impetem wpadł do zamku i zatrzasnął za sobą drzwi. Czym prędzej pobiegł do obecnego pana domu, który akurat dopijał poranną herbatę i myślał, że miło byłoby móc poczytać gazetę, ale jak na złość, żaden gazeciarz nie chciał podjąć się pracy w tak upiornym rejonie.
– Coś się stało?
Głupie pytanie. Oczywiście, że coś się stało. Inaczej Straszek nie wyglądałby na tak roztrzęsionego. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że słomkowy kapelusz miał zaraz spaść z jego głowy.
– To znowu te wstrętne wróble! A raczej jeden wróbel – poskarżył się.
– Naprawdę nie możesz poradzić sobie z jednym, małym ptaszkiem? Ty – Strach na wróble?
– Wcale nie jest taki mały...
Candelario głośno westchnął. Nie sądził, że niewielkie stworzonko może sprawiać tak duże problemy. Poza tym, był przekonany, że Straszek lubił wszystkie zwierzęta, więc skąd ta awersja do wróbli? Nie zdążył jednak o to spytać, gdyż rozmowę przerwało pukanie. Doktor odstawił pustą filiżankę na stół i udał się otworzyć drzwi. Mimo iż spodziewał się znów spotkać Necro, widok odzianej w czerń postaci z wielką kosą pod pachą przyprawił go o dreszcze.
– Dzień dobry – przywitała się Śmierć.
– Dzień dobry.
– Paniczu, kto to? – zawołał idący w stronę korytarza Straszek.
Candelario wzdrygnął się. Zupełnie tego nie przemyślał. Obawiał się, że jeżeli Strach zobaczy anioła śmierci, to Necro będzie miało dodatkową pracę, bo biedaczkowi serce stanie z przerażenia, o ile takowe posiadał. Już miał przekonywać przyjaciela, by jednak wrócił do pokoju w trybie natychmiastowym, ale jego reakcja przekonała go, że jednak nie ma się o co martwić.
– Jaśnieanioł Necro! – zawołał entuzjastycznie.
Straszek miał w zwyczaju niemal wszystkich tytułować „pan” lub „pani”, a że Necro nie było ani jednym, ani drugim, zaczął je nazywać „jaśnieaniołem”, bo uznał za ogromny nietakt zwracanie się po imieniu do kogoś tak ważnego, nawet pomimo jego pozwolenia i późniejszych licznych próśb.
– Znacie się? – spytał mocno skołowany Candelario.
– Jaśnieanioł Necro to przecież przyjaciel pana Magnusa. Kiedyś dużo grali w szachy. O ile dobrze pamiętam, stanęło na stu dwóch do dziewiętnastu dla jaśnieanioła Necro.
– Właściwie, stu trzech. Nie tak łatwo wygrać ze Śmiercią – sprostowało, wyraźnie zadowolone z siebie.
Spotykać się z aniołem śmierci, żeby pograć w szachy... Brawo, dziadku – pomyślał zupełnie zbity z tropu Candelario. Cieszyło go jednak, że nie będzie potrzeby wzywania pomocy medycznej do umierającego ze strachu Straszka.
– Teraz panicz będzie grać z jaśnieaniołem?
– Niestety, nie umiem grać w szachy. Necro od dziś będzie pomagać nam w klinice.
– To świetne wieści! – ucieszył się Strach na wróble.
– Właśnie! Jak twoja ręka? – spytał Candelario, przypominając sobie odpadającą rękę anioła i z całą pewnością nie było to przyjemne wspomnienie.
– Już lepiej, dziękuję. – Na dowód Necro pomachało. – W czym mogę pomóc najpierw?
Doktor podrapał się po głowie.
– Właściwie nie mam na dziś umówionych żadnych pacjentów i do tej pory nikt nie przyszedł – odparł z zakłopotaniem.
Nagle Straszek rozpromienił się, a przynajmniej tak można było wnioskować po tonie jego głosu.
– Skoro ma panicz czas, to może pomógłby przegonić stąd tego podłego wróbla? – zaproponował.
– Straszku, Necro na pewno nie będzie chciało uganiać się za ptakami.
– Wprost przeciwnie. Z chęcią pomogę.
– Niech wam będzie. Upolujmy tego potwornego wróbla – westchnął Candelario.
Straszek skinął ręką na pozostałych i zaprowadził ich na tyły Blaszanego Zamku. Donice z kwiatami, które przyniósł rano, leżały poprzewracane. Przystanął przy nich, splótł ręce na piersi i zaczął rozglądać się za winowajcą. Candelario zaczął zastanawiać się jak wielkie musiało być to ptaszysko, żeby poprzewracać wszystkie doniczki. Nie musiał czekać długo na wyjaśnienia.
– Tam jest! – krzyknął Strach, wskazując na pobliskie drzewo.
Ku zdziwieniu wszystkich zebranych, nie ujrzeli wróbla, tylko urodną, młodą dziewczynę siedzącą na gałęzi. Zarówno jej włosy, jak i sukienka wyglądały jak zrobione z brunatnych piór, a po bokach pierzastych kozaków wyrastała jej para skrzydeł. Długi warkocz miała zarzucony wokół szyi, niczym boa. Widząc Straszka, zmarszczyła brwi i zacisnęła mocniej ręce przypominające ptasie szpony na konarze.
Candelario zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Takiego wróbla się nie spodziewał. Co więcej, on sam nie miałby nic przeciwko, gdyby taka urocza wróbelka przyleciała od czasu do czasu pomęczyć i jego. Przynajmniej teraz zrozumiał, dlaczego Straszek uważał ptaka za duży problem.
– To chyba harpia – powiedział mężczyzna.
Wróbelka otworzyła usta, jednak nie wydobyły się z nich żadne słowa, a jedynie lekko ochrypłe, ptasie ćwierkanie.
– H-harpia?! – przeraził się Straszek. – Czego ona może ode mnie chcieć?
– Cóż, tego nie wiem.
– Myślę, że jest zakochana – stwierdził anioł.
– Zakochana?  – zdziwił się Candelario. – Skąd to wiesz?
– Przecież właśnie to powiedziała. Jest jej przykro, że Straszek nie zwraca na nią uwagi i przed nią ucieka.
– Rozumiesz ją? – Mężczyzna zdziwił się jeszcze bardziej.
– Oczywiście! Jestem aniołem, rozumiem języki wszystkich dzieci bożych.
Zaistniała sytuacja zdawała się przerastać Straszka. Skulił się w sobie, wybełkotał ciche „nie”, po czym wziął nogi za pas i po chwili dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi wejściowych. Candelario i Necro ruszyli za nim.
Gdy weszli do salonu, jedynym śladem, jaki został po Strachu, był jego słomkowy kapelusz leżący nieopodal regału z książkami. Veronica, która akurat oddawała się lekturze na pobliskim fotelu, od razu zwróciła się do przybyłych, nie odrywając wzroku od książki:
– Schował się za regałem. Co go tak wystraszyło?
– Wygląda na to, że wróblem, który go męczył od jakiegoś czasu jest zakochana harpia – odparł Candelario.
Zza regału dobiegł cichy jęk.
– Nigdy bym na to nie wpadła! – Veronica na chwilę przerwała czytanie. – Wujku, kto stoi za tobą z kosą? I w czarnym płaszczu? – Oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia bacznie obserwowała Necro.
– Jestem Necro, anioł śmierci – przedstawił się anioł.
– Miło mi poznać. – Głos dziewczynki zdradzał, iż nie jest ona do końca przekonana, czy rzeczywiście cieszy się ze spotkania.
– To twoja siostra? Córka? – spytała Śmierć Candelaria.
– Co? Córka...? Nie, nie! To moja siostrzenica, Veronica.
– Jesteście do siebie podobni – stwierdziło Necro.
Straszek zdążył się ucieszyć, że wszyscy o nim zapomnieli, jednak już po chwili usłyszał pukanie w ścianę mebla, za którym się schował.
– Straszku, możesz stąd wyjść. Przecież nic ci nie grozi – zapewnił mężczyzna.
– Nie!
Za regałem dało się słyszeć głośne westchnięcie Candelaria.
– Przecież skoro już wiemy, że ona cię lubi, to nie masz się czego bać! Mamy nawet tłumacza, teraz będziecie mogli dojść do porozumienia.
– Tym bardziej nie wyjdę!
– Dlaczego? Myślałem, że kobiet się nie boisz.
– Panicz raczy żartować! Są o wiele straszniejsze, niż mężczyźni! Ukrywają swoje zamiary, kłamią, manipulują, udają słodkie i miłe, a tak naprawdę tylko wyczekują momentu, żeby dosypać trucizny do herbaty! Albo wbić sztylet w serce! Albo zadać inną okrutną i... bardzo bolesną śmierć.
– Tak, kobiety to prawdziwe potwory. – Veronica przewróciła oczami.
Candelario skarcił siostrzenicę wzrokiem za komentarz, który mógł co najwyżej pogorszyć i tak kiepską sytuację.
– Zwykle to ty robisz wszystkim herbatę, więc nawet nie będzie mieć okazji dosypać tam niczego. Nie chciałbyś mieć wreszcie spokoju z wróblami?
Straszek wychylił się nieco zza regału. Mężczyzna zaczął zachodzić w głowę, jakim cudem on w ogóle się tam wcisnął. Jak widać, strach potrafi zdziałać cuda.
– Na pewno nie będzie chciała wyrwać mi wątroby i jej pożreć?
– Na pewno. Innych organów również.
Necro kiwnęło głową, potwierdzając słowa Candelaria.
Po trwających jeszcze kilkanaście minut namowach, Straszek zdecydował się opuścić kryjówkę i zgodził się porozmawiać z harpią za pośrednictwem anioła. Wróbelka wciąż siedziała na drzewie i wyglądała na urażoną. Wszyscy od niej uciekli, więc trudno było się jej dziwić. Zły humor zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy usłyszała, że obiekt jej uczuć nareszcie z nią porozmawia. Candelario, nie chcąc przeszkadzać z rozmowie, oddalił się do zamku. Ledwie zdążył usiąść, gdy do budynku znów wpadł jak burza przerażony Straszek. Tym razem mężczyzna był świadkiem, jak jego przyjaciel wciska się za regał z książkami.
– Wiedziałem, że ona chce mojej śmierci! To harpia! Harpie są złe! – wykrzyczał z wyrzutem.
– Co takiego się stało? – spytał Candelario.
– Ona próbowała wyssać moją duszę!
– Wyssać duszę?
– Niech zgadnę, próbowała Straszka pocałować! – wtrąciła się wyraźnie rozbawiona sytuacją Veronica.
Ta teoria wydała się mężczyźnie bardzo prawdopodobna. W międzyczasie do salonu przyszło także zmartwione Necro.
– Straszku, ona wcale nie chciała wyssać twojej duszy!
Jęki dochodzące zza mebla wskazywały na to, że Strach nie jest przekonany.
– W usta całuje się kogoś, w kim jest się zakochanym i w ten sposób wcale nie kradnie się duszy. Ona chciała pokazać, że cię lubi, Straszku – wytłumaczyła Veronica.
Candelario i Necro przytaknęli, a Strach zaczął nieśmiało wyłaniać się zza mebla.
– Straszku, czy ty w ogóle wiesz skąd się biorą dzieci? – spytała ni stąd, ni zowąd Veronica.
– Oczywiście! Przynoszą je bociany – odparł, zadowolony z siebie.
– Bociany? Dlaczego akurat bociany? – Dziewczynka wydawała się mocno zdziwiona.
Straszek zastanawiał się chwilę, po czym odrzekł:
– Ponieważ mają duże dzioby.
W obliczu takiego argumentu Veronica skapitulowała i wróciła do czytania książki.
– Straszku, kto ci to powiedział? – spytał Candelario, niemniej zdziwiony, niż jego siostrzenica, a także trochę przerażony.
– Pan Magnus, oczywiście.
Mężczyzna złapał się za głowę. Sam zapewne nie wiedziałby jak właściwie zaznajomić Stracha z podobnymi tematami, jednak nie przypuszczał, że jego dziadek mógł naopowiadać biedakowi takich bzdur. Brawo, dziadku – po raz kolejny tego dnia przeszło mu przez myśl.


* * *
Dopisek odautorski:
Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze! Cieszy mnie, że opowiadanie się podoba, zwłaszcza, że miałem mieszane uczucia odnośnie pierwszego rozdziału i wciąż uważam, że mógł wyjść lepiej. Będę wdzięczny za każdą konstruktywną krytykę. Dziękuję także Miyu za świetny szablon. Ostatnie podziękowanie wędruje do Savanny, która podesłała mi kapitalny rysunek Wilhelminy (można go obejrzeć w zakładce „Ilustracje”).

29 komentarzy:

  1. Jeju, jeju, jeju, jakże ja się bardzo ciesze, że w końcu to napisałeś ~~ Uwielbiam twoje poczucie humoru i ten rozdział czytało się równie przyjemnie co poprzedni, z tego co sobie przypominam (a przyznam, że pamięć mam krótką).
    Bardzo ciekawy pomysł, by śmierć była bezpłciowa, a i sam opis jej wyglądu, choć był on rozsiany po rozdziale, wystarczył, by dość wyraźnie sobie to wyobrazić.
    Błędy, błędy, błędy... Cóż, nie wyłapałam jakichś zbyt wyraźnych, choć w poprzednim rozdziale Veronica sprawiała wrażenie zupełnie innego typu dziewczynki, niż w tym...
    Dodam jeszcze, że uwielbiam ten wygląd bloga, jedyny blog który wygodnie mi się czyta na komputerze <3
    Duużo weny Ci życzę i byś napisał rozdział trzeci szybciej od tego :3
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Zawsze bardzo miło widzieć, że komuś się podobało i przebrnął przez cały rozdział.
      Co do Veroniki, w obu rozdziałach wpasowuje się w charakter, jaki jej wymyśliłem. Wiadomo, że inaczej zachowuje się przed rówieśnikami, przed którymi chce się popisać, a inaczej w domu, z rodziną (no, nie licząc Necro). Skoro jednak odniosłaś wrażenie, że jej zachowanie jest niespójne, mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach uda mi się lepiej ją przedstawić. ;)
      Też uwielbiam ten wygląd. Zwłaszcza, że chłopaczek po lewej kojarzy mi się z jedną postacią z opowiadania, która dopiero się pojawi.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie- świetne! Uważam, że warto było czekać na ten rozdział. Jeżeli jakieś błędy były to się ich nie dopatrzyłam, więc na plus. Bardzo podobała mi się odpadająca ręka, chęć Śmierci by ludzie ją polubili i końcówka ze Straszkiem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, ej, ja też dałam obrazek ;__;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nu, Wilhelminę. Ten, co wysłałam... @@''

      Usuń
    2. O matko, to Ty! Nie wiedziałem, że w ogóle masz konto na bloggerze.
      Zupełnie zapomniałem o tym rysunku, ale tak czy siak, mamy problem natury technicznej, bo ja nie mam skanera (no, niby mam, ale nie działa na żadnym komputerze).

      Usuń
  5. Zrobiłam. Konto. Jakoś dawno nie pisaliśmy, to... Dlatego nie wiesz @@''
    Mam skaner, ale rysunek jedynie w wersji kserokopii : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz spróbować wskanować i jeżeli będzie coś widać (mój skaner np. nie tolerował ołówka), to mi podeślij. ;)

      Usuń
  6. Okok. To zaraz zeskanuję. Ale zaraz, jak się skaner zwolni.
    W ogóle to chciałabym... czasem napisać! Ale nie wiem co ;-;''

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pisz cokolwiek. ;) Nic nie stoi na przeszkodzie. Choć lepiej na gg, bo tutaj powoli zaczyna się robić jeden wielki spam, a na blogu z opowiadaniem wolałbym jednak komentarze odnośnie opowiadania.

      Usuń
  7. O, jeest:
    http://oi44.tinypic.com/2rhlm9w.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, dziękuję. Na pewno wstawię do Ilustracji. :) Ale następnym razem proszę o chociaż parę słów odnośnie opowiadania.

      Usuń
  8. Uff.
    Poczucie humoru ocierajace się o absurd. Tak jak u Pilipiuka. Nic, tylko czytać i się śmiać. Muszę pamiętać żeby Twoich nowych notek nie pożerac w miejscach publicznych, znów uznają mnie za watiatke.
    Akcja z kotem była bezbłędna. A " końskie zaloty" i zakochana harpia usuwają ziemię spod nóg.
    No. Dość slodzenia.
    W pierwszym rozdziale zrobiłeś masę powtórzen . Masz jednak bete, bo przez jej profil tutaj trafiłam, powinna Ci je wszystkie wyłapać.
    Weny życzę, czekam z niecierpliwością na następna notke.
    Pozdrawiam. Ada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa.

      Skoro tyle tam powtórzeń, to dobrze zrobiłem, prosząc betę o pomoc. Niemniej, następnym razem postaram się sam lepiej sprawdzać swoje teksty pod tym kątem. Dziękuję również za zwrócenie na to uwagi.

      Usuń
  9. Wybacz, nie jestem mistrzynią elokwencji, więc komentarz będzie krótki. Interesujące i to bardzo. Od dawna nie czytałam czegoś, co tak mnie wciągnęło. Oryginalna fabuła, ciekawe, przedstawienie postaci, przyjemnie się czyta. Błędów niestety nie wyłapałam, bo i nie zwracam na to zbytniej uwagi. Cóż, życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło widzieć kolejny taki komentarz! Naprawdę bardzo mnie cieszy, że opowiadanie się podoba. I dziękuję, wena się przyda. ;)

      Usuń
  10. Witam, mam ważną sprawę.
    Zakładam spis blogów i chciała bym aby twój też się w nim znalazł. Jeżeli wyrażasz zgodę
    to proszę abyś zgłosił/a się na ten e-mail: kathy.reen286@gmail.com.
    Tam odeślę wiadomość z resztą informacji.
    Kathy

    OdpowiedzUsuń
  11. Poczucie humoru to masz na pewno. Bohaterowie dość otwarcie mówią o potworach i innych stworzeniach, czy to oznacza, że w tym świecie wszyscy wiedzą o ich istnieniu? Mam nadzieję, że nie zawiesiłeś działalności.
    Życzę weny i zapraszam do siebie, adres zostawiłem w spamowni, o ile wiadomość została zatwierdzona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. ;) Działalności nie zawiesiłem, rozdział trzeci się pisze. Nieszczęśliwie utknąłem i czekam, aż wpadnie mi do głowy dobry pomysł na rozwiązanie pewnej istotnej akcji. Co do Twojego pytania, spotkanie potworów i innych magicznych stworzeń nie jest w tym świecie zbyt trudne, jednak wciąż można znaleźć ludzi, którzy nie uwierzą w ich istnienie nawet, jeżeli smok trzaśnie ich ogonem po twarzy, bo dla nich to tylko głupie zabobony.
      Tamten komentarz już opublikowałem. Brzmi ciekawie. Zajrzę w wolnej chwili.

      Usuń
  12. Przybywam z Baru, by zapytać o żywotność tejże historii. Na odpowiedź czekam do 30.07.14. Może być tu, na blogu, albo i u nas na Barze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że spóźniłem się o 2 dni. ;) Pech, że akurat ostatnio nie zaglądałem do komentarzy.

      Usuń
  13. Czekam na rozdział 3 i doczekać się nie mogę^^
    Oj, weny, weny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie powinienem brać się za blogi z opowiadaniami. Kiepsko u mnie z sumiennością przy dodawaniu rozdziałów. ;)

      Usuń
    2. Moim zdaniem przydałoby się jednak kontynuować opowiadanie xD W każdym razie szkoda zrezygnować, choćby rozdziały pojawiały się tak rzadko, więc to nie przeszkoda. Poczekam cierpliwie, bo uważam, że warto^^

      Usuń
    3. Miło słyszeć. :) Kontynuować, oczywiście, zamierzam (może jeszcze dziś dokończę rozdział 3), miałem na myśli raczej publikację na blogu, bo widać jakie zastoje.

      Usuń
  14. Podoba mi się. Będą dalsze części? Rozdz 3 jak dotąd jako ostatni się wyświetla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą, będą. Rozdział 4 postaram się dokończyć jak najszybciej. I miło słyszeć, że się podoba. ;)

      Usuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER. OBRAZEK W NAGŁÓWKU POCHODZI STĄD.