O druzgocących i zatapiających konsekwencjach
nielegalnych połowów syren
Krzyki wypełniały całą alejkę. Ludzie spoglądali ze zdziwieniem, a Candelario, choć teoretycznie posiadający doświadczenie w kontaktach z młodszą niż on młodzieżą, zupełnie nie wiedział, co robić. Nigdy nie pomyślałby, że ta drobna blondyneczka, która przedstawiła się jako Anna, potrafi tak głośno krzyczeć, ani że ten sympatycznie wyglądający, piegowaty młodzieniec imieniem Nicolas jest w stanie wyrzucać z siebie słowa z prędkością dorównującą karabinowi maszynowemu. Necro stało obok, zerkając ze zdziwieniem to na mężczyznę, to na kłócące się rodzeństwo. Candelario załapał się za głowę. Powinien posłuchać swojego przeczucia i nie podejmować się żadnych zleceń w piątek trzynastego. Nie był aż tak przesądny, by zawierzać starym zabobonom, jednak tego dnia wszystko szło wybitnie źle i nie według planu. Chyba że takiego, usnutego przez okrutne diabliki pracujące w wydziale do spraw sprowadzania pecha na ludzkość. Wszystko zaczęło się, kiedy w czwartkowy poranek w jego ręce wpadł list, i to nie byle jaki, bo okraszony co najmniej dwudziestoma powtórzeniami słowa „pilne”. Candelario niewiele z niego zrozumiał, właściwie tylko tyle, że przypadek jest nadzwyczaj niecierpiący zwłoki i wymaga natychmiastowej interwencji, a wręcz jest to sprawa życia i śmierci i w związku z tym ma się udać nad pobliskie morze, najlepiej już jutro z rana. Perspektywa zmiany scenerii wydawała się Candelariowi całkiem miła. Straszek na pewno dobrze zatroszczy się o Blaszany Zamek podczas jego nieobecności. Co do Veroniki, nie miał już tej pewności, jednak cóż takiego mogłaby zmalować jego siostrzenica przez jeden dzień? Zapowiadał się przyjemny wyjazd służbowy. Niestety, już z rana nie opuszczało go przeczucie, że coś pójdzie nie tak. Wilhelmina gdzieś się zawieruszyła, na co Straszek zareagował niewymowną paniką i snuciem przypuszczeń, jakoby w nocy porwały ją krwiopijcze nietoperze i zapewne leży teraz martwa w jakiejś grocie, wyssana na wiór do ostatniej kropli krwi. Veronica za to niezbyt przejęła się zniknięciem kota, ale za to oświadczyła, że Candelario może do niej w ogóle nie wracać bez bransoletki z muszelek, bo co prawda morza nie lubi (za dużo tam piasku, który włazi do butów), ale taką „egzotyczną biżuterię” owszem. Ulubiona torba wydawała się znacznie cięższa, niż zwykle, choć mężczyzna nie przypominał sobie, aby pakował doń jakieś niezbędne kamienie. Przeszło mu przez myśl, że może pech zdobył nową umiejętność manipulowania grawitacją.